Zapisz się do newslettera


    Otwarcie: 2 grudzień 2022, 16:00
    Oprowadzanie: 2 grudzień 2022, 18:00
    Finisaż z oprowadzaniem: 23 luty, 17:00

     

    Matthew C. Wilson jest twórcą filmów, prac fotograficznych oraz instalacji. Centralnym elementem jego indywidualnej wystawy w galerii SKALA w Poznaniu stanie się eksperymentalny film z 2017 roku, Geological Evidences (Dowody geologiczne). Został on nakręcony w bliskiej podczerwieni na terenie i wokół wykopaliska archeologicznego, gdzie znaleziono narzędzia przodków człowieka, w obrębie rozległej kopalni węgla brunatnego. Tamtejszy krajobraz, zdominowany przez wyrobisko, skłania do refleksji nad przeszłością i przyszłością, a w szczególności nad rolą cywilizacji przemysłowej w kontekście długofalowych przemian środowiskowych i społecznych. Jak działalność społeczeństw industrialnych ocenią ludzie przyszłości lub inne inteligentne istoty, zrodzone być może z mariażu technologii i organicznych form życia? Wokół tego pytania, postawionego w filmie, krążą także inne prace, które będzie można zobaczyć w galerii SKALA. Wystawę można opisać jako spiralę zazębiających się spekulacji na temat procesów, które narastają kaskadowo w różnych skalach, przecinając w poprzek pola zainteresowań geologii, biologii czy inżynierii. Spekulacje Wilsona wyrastają z ustaleń współczesnej nauki, lecz inspirują do refleksji o innych sposobach poznania.

     

    Matthew C. Wilson uzyskał tytuł magistra sztuk wizualnych na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku, a obecnie mieszka w Holandii. W jego filmach, rzeźbach i instalacjach spotykają się różne byty, powiązane przez rozmaite procesy naturalne i historyczne – ludzie, zmiennokształtne materiały, rośliny, zwierzęta i mikroorganizmy, postaci hybrydyczne i podmioty ponadjednostkowe. Artysta pokazywał swoje prace m.in. na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Rotterdamie (IFFR), w Haus der Kulturen der Welt w Berlinie czy Eye Filmmuseum w Amsterdamie. Jego projekt w galerii SKALA – rozwijany pod opieką kuratorską Arkadiusza Półtoraka, pracownika Katedry Performatyki UJ – uzyskał szczodre wsparcie Mondriaan Fonds.

    Matthew C. Wilson, kadr z filmu Geological Evidences, wideo 4K/UHD w bliskiej podczerwieni z dźwiękiem, 2017.

    Cezary Poniatowski i Radek Szlaga mówią z pozoru zupełnie innymi językami artystycznymi, ich prace powstają na bazie odmiennych składni, ich gramatyki rządzą się niepowiązanymi ze sobą prawami. Stąd tytuł wystawy rozumieć można jako odwołanie do dwóch, różnych artystycznych dialektów. Ale zarazem nawiązuje on do dwuznaczności słowa „speaker” oznaczającego w języku angielskim nie tylko mówcę, lecz także głośnik, źródło dźwięku.

    Monochromatyczna, niekiedy opresyjna estetyka Poniatowskiego naznaczona jest wpływem prac Henryka Morela (1937–1968). Przepełnia ją postapokaliptyczne napięcie, promieniujące z przydatnych niegdyś przedmiotów obitych w sztuczną skórę, dziś wytrąconych ze swoich pierwotnych funkcji i zebranych ponownie w tajemniczych dyspozycjach. Szlaga z kolei bawi się perfekcyjnie opanowanym medium malarstwa, łamiąc jego kody – skręcając to raz w kierunku abstrakcji, raz w kierunku psotnego realizmu. Drażni się z ilustracyjnymi, zamaszystymi tendencjami znanymi z post-Tuymansowskich twórców, szczodrze rozsypując motywy, pułapki, snując osobiste historie.

     Głównym tematem wystawy „Native Speakers” w galerii Skala jest dźwięk – jego znaczenie w kulturze, ale także wizja jego zagłuszenia, odcięcia, unicestwienia. Muzyka stanowi element naszej kształtującej się tożsamości – stąd nagrywanie na czyste kasety rockowych piosenek w latach osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych przybierało formę niemal mistycznego rytuału i klarownej deklaracji światopoglądowej. Radek Szlaga, wychowany na ideałach zimnowojennego snu o Ameryce, sięga po ścieżki dźwiękowe swojego dzieciństwa. Nie ma tu idealizacji, jest  rozliczenie, przetykane lekką nostalgią i humorem. dobrze oddaje je hasło „Malarstwo” wpisane w kształt słynnego logo Metalliki. Poniatowski konstruuje swoje prace z elementów przywodzących na myśl pomieszczenia wyizolowane akustycznie. Ich budulcem często są głośniki – głuche, wydrążone, pozbawione swojej pryncypalnej funkcji. To uniwersum wydziedziczonych obiektów, zszywanych niekiedy grubym szwem z opasek zaciskowych, łypiących na widza pustymi oczodołami lornetek. Panuje tu melancholijny niepokój, wynikający z naznaczenia swoistego wybrakowaniem, ale także poczucie groteski i ironii. Odradza się tu także klimat dystopijnych scenografii znanych z filmów, takich jak „Mad Max”.

     Oba te archipelagi spajane są odniesieniami do muzyki – zarówno śladów jej obecności, jak i jej uporczywego braku. I choć próżno szukać dźwięku dosłownie wydobywającego się z którejkolwiek z prac, wizualna rytmika okazuje się zupełnie wystarczająca. 

    Artystów łączy także zanurzenie w kulturze amerykańskiej. Szlaga skłania się ku Stanom Zjednoczonym doby końca zimnej wojny, krainie pełnej rezolutnej nadziei, wdrukowanej w cały arsenał popularnej rozrywki. Poniatowski czerpie z ikonografii amerykańskiej skoncentrowanej na społecznych lękach, drążonych notorycznie w tamtejszym kinie motywach postapokaliptycznych. Wszystko to składa się na intrygujący dwugłos mówiący o fantazmatach, nostalgii i pasji. 

    Alicja Rekść

    Cezary Poniatowski (ur. 1987) – ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie uzyskał tytuł magistra. Zajmuje się głównie instalacją, rzeźbą, interwencjami site-specific.

    Jego ostatnie pokazy indywidualne obejmują: Heavy Silence, Fonderia Battaglia, Milan, Italy (2021); Relief, Basilica di San Celso, Milan, Italy (2021); Vaults and Swellings, Contemporary Art Centre FUTURA, Prague, Czech Republic (2021); Welcome to Itchy Truths, Galeria Stereo, Warsaw, Poland (2020); Hearth, Jan Kaps, Cologne, Germany (2020); Hereafter (with Sami Schlichting), Mélange, Cologne, Germany (2019); Sick-box, Galeria Stereo, Warsaw, Poland (2018); Compost, Centre for Contemporary Art Ujazdowski Castle, Warsaw, Poland (2017). 

    Jego ostatnie pokazy grupowe obejmują: Material Fatigue, Museum of Textiles, Łódź, Poland (2022); Native Speakers, galeria SKALA, Poznań, Poland (2022); Man’s Traces in Nature, Galeria Wschód, Warsaw, Poland (2022); Phantasmata, Public Gallery, London, United Kingdom (2022); A Glimpse of the Setting Remains, Clima, Milan, Italy (2022); Metabolic Rift, Kraftwerk Berlin, Berlin, Germany (2021); All Worlds Are Flat, Blindside, Melbourne, Australia (2021); The Spirit of Nature and Other Fairy Tales. 20 years of The ING Polish Art Foundation, Muzeum Śląskie, Katowice, Poland (2019); Nosztrómo, Ashes/Ashes, New York, United States (2019); Waiting for Another Coming, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Warsaw, Poland (2018); Doors of Paradise, Union Pacific, London, United Kingdom (2018); Friend of a Friend in Berlin, ChertLüdde, Berlin, Germany (2018).

    Radek Szlaga (ur.1979) – absolwent Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. Media, w których głównie pracuje to malarstwo, rysunek, rzeźba i instalacja. Szlaga w swojej twórczości podejmuje eksploracyjne i eksperymentalne działania obejmujące kulturę wizualną Europy Wschodniej oraz Ameryki łącząc te wątki z własnym doświadczeniem migranta. Kluczem do zrozumienia prac Szlagi jest badanie tożsamości i granicy między rzeczywistością a symulacją. Jego praktyka opiera się zarówno na badaniach historycznych, jak i introspekcyjnym wydobywaniu własnych wspomnień i marzeń. Szlaga opisuje swoje malarskie podejście jako „sposób myślenia”, który implikuje nieustanne rewizje i „odrywanie” kolejnych warstw tradycji i historii poprzez selektywny recykling znalezionych i archiwalnych obrazów. Często polega to na dosłownym „kopiuj/wklej” i przenoszeniu fragmentów z jednego płótna na drugie.

    Wybrane wystawy indywidualne: Kill Your Idols, San Celso, Mediolan, Włochy (2022); Diaspo⟨r⟩a, Postmasters Gallery, Rzym, Włochy (2021); Mercator, LETO, Warszawa (2021); Miejsca, których nie miałem zamiaru zobaczyć, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa (2019); Places I Had No Intentions of Seeing, Museum Jerke, Recklinghausen, Niemcy (2018); Różne Bozie, Mathare Art Gallery, Nairobi, Kenia (2017); Puritan, Pioneer Works, Nowy Jork, USA (2015).

    Wybrane wystawy zbiorowe: The Worlds Within, Spazio Field , Palazzo Brancaccio, Rzym, Włochy, (2021); Dzikość serca, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa (2018); The Travellers, KUMU, Tallinn, Estonia (2017); Post-Peace, Württembergischer Kunstverein in Stuttgart, Niemcy (2017); this one is smaller than this one, Postmasters Gallery, Nowy Jork, USA (2016); State of Life. Polish Contemporary Art Within a Global Circumstance, National Art Museum of China, Pekin, Chiny (2015); Tribute to Errors and Leftovers, Performa 13, Nowy Jork, USA (2013).

    Mieszka i pracuje w Brukseli.

    Alicja Rekść (ur. 1986)  – doktor nauk o sztuce, krytyczka, niekiedy kuratorka; z pochodzenia łodzianka. Mieszka i pracuje w Paryżu.

     

    Art Viewer: Cezary Poniatowski, Radek Szlaga „Native Speakers” at galeria SKALA

    „Nieszczęśliwy kraj, który potrzebuje bohaterów”
    – Bertolt Brecht, Życie Galileusza (1939) sc. 13

    W tradycyjnych zachodnich narracjach czytelnik jest zachęcany do utożsamiania się z pojedynczym bohaterem, bohaterem określanym przez sprawczość, wolną wolę i głębię psychologiczną. Bohater ów przechodzi ewolucję i rozwiązuje problemy w miarę rozwoju opowieści, począwszy od wstępu. przez rozwinięcie, aż do zakończenia. Dzisiejszy świat można scharakteryzować jako owładnięty nieustającym kryzysem i niepewnością, efekt m.in. spowodowanej przez covid pandemii, nieuniknionego upadku środowiska naturalnego, wojny w Ukrainie oraz w innych miejscach świata, czy trwającej przemocy fizycznej i symbolicznej. Wszystko to spowodowane jest splotem niesprawiedliwości ekonomicznej, geopolitycznej, płciowej, seksualnej, rasowej. W obliczu tego kryzysu istnieje tendencja do poszukiwania nowych bohaterów, którzy uratują nas przed problemami dnia dzisiejszego. Jednak to właśnie ten heroiczny „monomit”, idea, że wszystkie problemy są osobiste i że mogą być rozwiązane przez pojedynczą, dramatyczną jednostkę – odciąga nas od możliwości głębszej, szerszej zmiany lub pociągnięcia do odpowiedzialności ważnych i wpływowych, którzy stwarzają status quo i czerpią z niego – i jego niezliczonych form krzywdy – korzyść.

    Na wystawie Absence of Protagonists artyści kontestują te uproszczone koncepcje tożsamości i sprawczości, odnosząc się do uczuć rozczarowania, zagubienia i dysharmonii. Chcą zdestabilizować fantazje pojedynczego zbawiciela i jego uwikłanie w szkodliwe mity naszej współczesnej epoki. Systemy, z którymi walczymy we współczesnym świecie, z którymi MUSISZ walczyć, nie zostaną obalone przez samotnego bohatera. Nie dając się uwieść toksycznej podmiotowości i urokom osobowości, artyści ci wykorzystują różnorodne medialne i formalne strategie, aby uwidocznić i stawić czoła dzisiejszym problemom oraz wyobrazić sobie nowe formy narracyjne, sposoby życia i bycia w naszych czasach chaosu. Sam brak bohaterów, antagonistów i prostych wątków – w zadziwiający sposób wysuwa na pierwszy plan zwyczajnego człowieka, ukazując zawiłą złożoność, przyziemność i podmiotowość, które czynią nas wszystkim tym, kim jesteśmy.

    Fluorescencyjno-neonowy obraz Wojtka Niki Za Garażami przedstawia japońskiego bohatera Pikachu, słynną maskotkę franczyzy rozrywkowej Pokémon. Elektryczne moce Pikachu sprawiają, że jest on nieustępliwym i za to cenionym „kieszonkowym potworem”, ale dzięki swojemu małemu, żółtemu ciału jest również milutki i uroczy, służąc jako ikona „przyjaznego” międzynarodowego kapitalizmu. Ten potwór jest jednocześnie własnością i kolegą, kapitałem i towarzyszem, bohaterem i marionetką; awatarem, ale także jednym z akcesoriów. Dla Niki postać ta przywołuje naiwne ideały i etyczną prostotę dzieciństwa – jednak artysta, powiększając i luźno oddając sylwetkę Pikachu świecącą farbą, podkreśla zarazem toksyczność tej formy heroizmu i sztucznej przyjaźni. Zwraca uwagę na coraz bardziej zwirtualizowane dodatki, które wkradają się do naszego codziennego życia. Wrodzona logika zdobywania Pokémonów („czy je wszystkie masz”) jest demonstrowana przez Nikę jako przesadna forma pożądania, która w tandemie z zaklinaniem świata i towarów – poprzez wizerunek intymności i roztaczanego uroku – ma na celu ulepszyć świat oderwania i zamieszania, w którym żyjemy.

    Intymność kapitalizmu i postępujące utowarowienie naszych tożsamości najbardziej uwidacznia się w fikcyjnym przedsięwzięciu Laury Radzewicz NYXEM. Praca pasożytuje na mechanizmach gromadzenia danych wykorzystywanych przez korporacje technologiczne i wprowadza szum w funkcjonowanie. Zwraca tym samym uwagę na gromadzenie, utowarowienie i instrumentalizację niewygodnych danych (dark data) naszego wewnętrznego życia i nawyków.

    Propagowanie życia w stylu readymade i kapitalistyczna logika marnotrawstwa oraz konsumpcji jest naczelną zasadą twórczości Miłosza Rygla-Sańki. W swoim rzeźbiarskim asamblażu artysta czerpie z formuły gotowych do montażu mebli z płyt wiórowych. Łączy ich różne elementy tworząc „spersonalizowaną” oprawę wystroju domu – jej użycie jest niejednoznaczne, ale znajome. Kolejnym ukłonem w stronę spłycania się relacji społecznych i (nie)właściwego używania obiektów komercyjnych jest wykonana przez artystę fotografia przedstawiając tylną stronę monitora płaskoekranowego.Pokryta jest ona plastrami cukinii z wypalonymi kropkami – jakby monitor używany był jako grill. Parodiując iluzję, że można lepiej zrozumieć technologię badając jej komponenty i „zaplecze”, praca Rygla-Sańki ukazuje technologię jako „czarną skrzynkę”, której pochodzące z wewnątrz działanie jest nieprzejrzyste i tajemnicze. Artysta wyobraża sobie inne zastosowania resztek kapitalistycznej konsumpcji.

    Krytykę techno-fetyszyzmu i jego roli w produkcji naszych podmiotowości kontynuuje praca Too Fast to Last Jakuba Kanny. Historię modernistycznej obsesji na punkcie szybkości i technologii przedstawia ona poprzez ekspansję i późniejszą klęskę kultury samochodowej. Wstawiając Manifest Futuryzmu Marinettiego z 1909 roku w dialog z Post-Futurist Manifesto Franco Berardiego z 2009 roku, artysta dodaje swój własny, spekulacyjny manifest, który zwraca uwagę na rozkład i destrukcję samochodów oraz ich infrastruktury. Aby zilustrować ten entropiczny rozpad, artysta stworzył rzeźbę, która wykrzywia formę spojlera samochodu wyścigowego w skręcony pas mobiusa. Wydrukowany obiekt 3D – sprytnie nawiązujący do zniekształcenia czasu i przestrzeni we współczesnym świecie – składa się z całego kilometra termoplastycznego włókna, co kontrastuje z powolną, pracochłonną mechaniczną produkcją przedmiotu. Analizowane przez Berardiego spowolnienie prędkości Jakub Kanna ucieleśnia zatem w samym przedmiocie, wykorzystując go jako zniuansowaną krytykę „rasy kapitalistycznej” w samym rdzeniu współczesnego społeczeństwa.

    Podczas gdy wiele/u ze sfory artystek/ów wystawy Absence of Protagonists kładzie nacisk na technologię jako przestrzeń krytyki i interwencji, wideo Julii Woronowicz zamiast tego analizuje rytuały z przeszłości jako miejsce radykalnego przeobrażenia siebie. Praca przedstawia artystkę w trakcie przedchrześcijańskiej ceremonii czerpiącej z historii Wielkopolski, podczas której jej długie kręcone włosy są obcinane. Ma to według słowiańskich wierzeń zachować jej duchową moc i zaznaczyć jej inicjację do dorosłości. Chociaż ta tradycja przypomina stratę obecną w każdej heroicznej narracji, wideo Woronowicz podkreśla społeczny i wspólnotowy wymiar praktyki, zwłaszcza ciągłe tłumienie w jej ramach kobiecej siły. Dlatego zamiast odrzucić osobistą historię ucieleśnioną we włosach oraz mistyczne moce pogańskich praktyk, artystka ukształtowała swoje loki w niepokojący-nikczemny obiekt: parę kolczyków do noszenia. Sugeruje w ten sposób nowy, kobieco-centryczny mit wywodzący się ze starożytnych tradycji, jak również z możliwości płynących z mocy duchowej i codziennej odnowy.

    Prace Xu Yang i Mari Ferrario budzą niepokój ludzkiego podmiotu jako głównego bohatera świata. Krytykują naszą nieodłączną skłonność do antropocentryzmu i ludzkiej wyjątkowości w narracjach, a tym samym w polityce. Cyfrowy kolaż Xu Yang One person, One zoo opowiada historię starego człowieka, który sam prowadzi zoo – ujawniając w ten sposób sprzeczności i możliwości tkwiące w relacjach między ludźmi i zwierzętami. Starzec, będąc jednocześnie zbawcą i więźniem, chce pomóc zwierzętom, ale nie jest w stanie zrobić tego skutecznie. Fragmentaryczna narracja pracy Xu opiera się jednak pokusie umieszczenia w centrum historii tej postaci, zamiast tego równościowo obdarzając znaczeniem doświadczenia nie-ludzkich podmiotów. Zakłada tym samym bardziej holistyczną i sprawiedliwą interakcję międzygatunkową.

    W podobny sposób decentruje ludzką podmiotowość wideoinstalacja wymienionej wcześniej Mari Ferrario Collaborative Task. Artystka stawić w niej czoła reżimom granicznym, które przynoszą ogromne cierpienie zarówno ludziom, jak i nie-ludziom. W hipnotycznym filmie z zbudowanym z found footage i zrekontekstualizowanych wypowiedzi, artystka odnosi się do kłączy, grzybni, podwodnego świata oraz energetycznych przepływów z systemów biologicznych – sugerując, że te formy połączenia, współpracy i wzajemnych relacji oferują model przeciwstawiania się rosnącemu podziałowi świata. Towarzyszący filmowi zespół rzeźb Ferrario kontynuuje ilustrację tej zasady i przedstawia możliwe przepływy energii z jednego obszaru na drugi – przedstawiając tym samym relację jako bio-techniczną maszynę, która działa poprzez umożliwianie i zatrzymywanie ruchu w nieskończonym cyklu.

    Powrotu do siebie jako miejsca oporu dotyczy praca Julii Walkowiak Papierniczy, który towarzyszy mi przez życie. Papiery z ostatniego półrocza. Artystka wykorzystuje w niej autofikcję, by podkreślić obecny w każdej tożsamości wieloaspektowy proces ciągłego stawania się i powracania, podczas którego pamięć i fantazja ciągle ze sobą negocjują. Pośród bałaganu tekstów, refleksji i znalezionych cytatów, Walkowiak wyraźnie uwypukla sugestię Sary Ahmed, że „memory is the amnesia you like”. Prezentując w sferze publicznej swoje osobiste notatki oraz dziennik, artystka obnaża się, jednocześnie zwracając uwagę na sposób, w jaki poprzez wyobraźnię i manipulację przepisujemy własne doświadczenia. Fragmentaryczne teksty, swobodne i radykalnie wrażliwe, zachęcają do identyfikacji i empatii – a jednocześnie kontestują wizerunek artysty/ki jako jednostki heroicznej, autonomicznej i pewnej siebie. „Nie chcę czuć się twarda” – pisze Walkowiak. „Chcę wsparcia społeczności, chcę czuć jedność”.

    Mimo, że ich edukację zasadniczo przerwały choroby, wojny i inne problemy świata, artyści w Absence of Protagonists opierają się rozczarowaniu, apatii i bierności, do których takie zjawiska zachęcają. Wyznaczają własne sposoby twórczego rozwoju i systemowego oporu. W dokonywanej przez nich profanacji heroizmu widzimy codzienną jakość czynu, jego nieustanną rewizję, jego kolektywna kondycję, jego zakłócenie, amonumentalność ułożenia. W czasach zbiorowej psychozy i zamętu artyści, każdy na swój sposób, odrzucają pragnienie zbawiciela i egoizm jaźni – zamiast tego rozsadzają koncepcję symbolizowaną przez postać bohatera na szersze spektrum powiązanych ze sobą relacji. Analizując systemy zagrażające naszemu przetrwaniu i modelowanemu szczęściu, prezentowani w SKALI twórcy ujawniają, że taka narracja jest tylko wyrazem siły i pragnień. Wzywają do opowiadania w kryzysie naszych czasów bardziej zniuansowanych i złożonych historii.
    – Post Brothers

     

    Eternal Engine: Jagoda Wójtowicz i Martix Navrot / Martix Navrot i Jagoda Wójtowicz
    „Eternal Engine: Enter The Chamber”

    kuratorka: Aleksandra Skowrońska
    producentka: Aleksandra Kołodziej
    galeria SKALA | 14 ̶30.06.2022
    wydarzenie w ramach Short Waves Festival 2022

    otwarcie wystawy: 14.06.2022 g. 18:00;
    oprowadzanie kuratorskie: 16.06.2022, g. 15:00;
    galeria czynna w dniach: 14 ̶19.06., g. 12 ̶20;
    21 ̶30.06., g. 12 ̶18;
    niedostępna w okresie 25 ̶26.06.

     

    ENTER THE CHAMBER, wejdź do dużego pokoju w niedzielne popołudnie, raczej z tych sennych i rozciągających się w czasie. Jest rok 2001. Jest rok 2002. Jest rok 2003. Oglądamy tu sobie tv, a w niej nadzieja i ciekawości jutra – i tylko przebłyski strachu o to, co wyrenderuje los. Pijemy herbatę, oglądamy Avalon, odkrywamy p2p. W wiadomościach pokazują sklonowaną owcę – dzisiaj jej wypchane ciało straszy gdzieś w smutnej gablocie. Ale dzisiaj nie jest teraz tylko wtedy, kiedy przyszłość jest naszym ulubionym miejscem na ziemi. 

    Nagle coś się zmienia, coś idzie inaczej i nie tak jak obiecywano. Cała nadzieja wsiąka gdzieś zostawiając niemały niesmak. To, co następuje w następnej kolejności, poważnie różni się od wcześniejszych zapowiedzi..

    Rodzą się w związku z tym całkiem istotne pytania, takie jak:

    • WTF????????

     

    • K̴̨̙̭͇̣̣̣͓̾̀͋̈͊͗́̎̂̑T̴̢͇͈̦̱̞̼̅O̷̻̬̥͎̺̊͜ ̴̡̧̱̙̣̪́͂̓̈́̏̈́̎́̎N̸̡̢͚̭̪͑̇̀͒̔͑̎͛Ą̸̦̦̙̯̣̥͓̮̳̂͗̊̈́͝M̶͉͊ ̴̡̝͍̜̥̹͕̘͔̟̅̉͑͒̽̚͠Ū̷͎̲͔̠͑̑̋͗͝K̷̪̼̲̘͉̣̾͂̾͗͗̾̌͆R̶̢̥̤͈̬̯̞͖̟̖̍͝͠Ă̴̧͙̗̻͖̻̒̍̒͂̓͂́͝Ḑ̴̙̘̲̦͐̈́̄͑̋͂́̂̈́̓Ł̶̡̢̛̻̖̓̆ ̴̥̼̪̬̟̖͗̈́͊͒̾̕P̷̢̻͓̦̺̟͓̟̫͕̔̑R̵̢̛̖̗̲̮̟͈͇̉͋̆͊̊̾́Z̶̢̪̅͑͆̀̌̇̊̋́̚Y̸̛̦͕͍͎̓̄͑̄̊͜S̵̨̛͚̺̻͚̗̳̩̎̓͐̐͋̅̇͠͝Z̸̡̲͉̝̳͖̪̪̰͙͑̃͠͝Ł̴̢͉͉͉̖͂̈̂͜ͅͅO̵̰̦͛̌̄̓̽͌͐̄͋Ş̶̖̯̩̗͓̬̺́̈̉̈́̓Ć̶̯̤̘͇̜̭̱̳̥͓̈́͗̓̈͠?̷̫̹̱̮̉̀͂̎̈͂̐͌́̒

     

    Jest rok 2೧૦1. Jest rok ᧓૦೧2. Jest rok ᱒૦૦𑇓.

    Siedzimy w kuchni, jemy kanapki, AI nam siedzi na kolanach, breedujemy nową przyszłość i rozgrywamy początek millenium jeszcze raz, jeszcze raz, jeszcze raz, aż do skutku.

    ENTER THE CHAMBER: safe space dla społeczności ostatnich wolnożyjących algorytmów.  

    ENTER THE CHAMBER: tutaj czas i przestrzeń można sobie: wykręcać, falować, zginać i plątać. Można się też: pogubić i przekroczyć smutną legendę o tym, że każdy początek i każdy koniec łączą przewody przyczyny i skutku.  

    ENTER THE CHAMBER, to jest pokój nastoletniej gamerki Anetx. Właśnie odkrywa w digitalu tysięczną płeć i jaki to problem, jaki to •._.••´¯„•.¸¸.•`   💓 𝓅🍑𝓉ęż𝓃𝓎 𝑒𝓇𝓇🐙𝓇  👾   `•.¸¸.•„¯´••._.•, kiedy cyfrowa płynność zderza się z przyzwyczajeniami do patriarchalnych monolitów.

    Ale nie jest już tak źle: od pierwszego karambolu zdążyła już sobie wszystko przepracować, co nieco doczytać i wchłonąć cudze doświadczenia i instrukcje. Legacy Rusell nauczyła ją jak uzbroić się w glitch, Laboria Cuboniks czym jest emancypacja, a Donna Haraway stawania się cyborginią.

    ENTER THE CHAMBER: secret deep dream o 🥰🧚🥰 Karen Barad 🥰🧚🥰  

    ENTER THE CHAMBER, tutaj mamy serwis rozstrajania aparatów poznawczych. 

    ENTER THE CHAMBER: to jest komnata poszerzania kolektywnej wyobraźni.

    Eternal Engine: Enter the Chamber to pierwsza indywidualna wystawa kolektywu Eternal Engine. To zaproszenie do odgrywanych na nowo przeszłości i generowanych teraźniejszości. Psychodeliczna codzienność i mistyczna swojskość. Rozstrojenie i przesunięcie: o atom, milimetr, piksel.

    Prezentowane na wystawie prace stanowią wybór zogatej twórczości kolektywu obejmującej video, VR, AR, obiekty, instalacje, druk 3D, działania interwencyjne i performatywne. Artystyki uwalniają opowieść o technologii z kapitalistycznych i patriarchalnych narracji, a za jej pomocą wytwarzają czuły metaverse – warianty rozregulowanych rzeczywistości. Kreują je we współpracy z kolektywnym pozaludzkim umysłem: kłączowatym, płynnym, głęboko śniącym AI. Wspólnie postulują:

    Zamiast nadzoru i kontroli – emancypacja i reanimacja wyczerpanych wyobraźni. 

    W miejsce binarnych opozycji – queerowanie i przekraczanie percepcyjnych ograniczeń. 

    A wszystko w warunkach domowego DIY.

    Uniwersum Eternal Engine: Enter the Chamber przenika się i stapia z milenijnymi wspomnieniami. Początek trzeciego tysiąclecia to szczególnie ważny moment: wyłania się z kolektywnej pamięci nie tylko jako „koniec historii”, ale także jako czas globalnej ekspansji technoutopii i futurooptymizmu. Dla Martix Navrot i Jagody Wójtowicz / Jagody Wójtowicz i Martix Navrot to także czas pierwszych doświadczeń z cyberprzestrzenią, kulturą gamingową i obecnymi weń przejawami paternalistycznych i przemocowych zachowań. 

    Z biegiem czasu następują zakłócenia i mutacje. Miejsce technooptymizmu zajmują narracje Big Techu kolonizujące wyobrażenia o wirtualnych rzeczywistościach – światach zamkniętych w headsetach zastępujących obiecane utopie. 

    Doświadczenia niezrozumienia, przemocy i prób wyłączania ze wspólnot gamingowych oraz społeczności skupionych wokół cyfrowej twórczości stają się natomiast impulsem do wytworzenia własnych, alternatywnych wobec zastanych, środowisk. Empatycznych i wrażliwych. Liminalnych i afirmujących płynność. Stąd w twórczości Eternal Engine obecność niepoddających się seksualizacji ciał, biomorficznych, pozaludzkich awatarów i queerowych tożsamości. Stąd też występowanie pozornie trywialnych, oswojonych przestrzeni, mistycyzmu, magii, cyfrowego fokloru, ironii i dystansu. Zjawisk niemieszczących się w opowieściach snutych przez technologiczne imperia oślepionych wizją tzw. “postępu” i radykalnej komodyfikacji.

    ENTER THE CHAMBER & exit capitalist dystopia 🌈👽🌈

    __________

    Eternal Engine: czarodziejki z podwórka i cyberwróżki technokultury.

    Eternal Engine: artystki wizualne, designerki i programistki włączające do swoich praktyk myśl xeno-, glitch- i cyberfeministyczną.

    Eternal Engine: wojowniczki Open Source’u i Free Learningu.

    Eternal Engine: Jagoda Wójtowicz i Martix Nawrot / Martix Nawrot i Jagoda Wójtowicz.

    Aleksandra Skowrońska

    Wernisaż 6.05 godz. 19:00
    Podczas wernisażu prezentowany będzie performance. Performerki: Katuma, Anastasia Shergina

    Niezapominajki to indywidualna wystawa Olgi Krykun, urodzonej w Odessie i mieszkającej w Pradze artystki wizualnej, która jest zwieńczeniem jej dwumiesięcznej rezydencji w Poznaniu. Na wystawie prezentuje nowe obrazy, obiekty oraz performance będące kontynuacją cyklu E-girl Melancholia. W rozwijanym od 2021 roku projekcie artystka maluje twarze dziewczyn-lalek w makijażach. Wyrażają one wachlarz niejednoznacznych emocji: od smutku, przez zmęczenie, po ekscytację i zachwyt. W tym cyklu jednym z głównych źródeł inspiracji autorki są media społecznościowe, zwłaszcza aplikacja TikTok z jej zdynamizowanymi algorytmami i lawiną trendów. Krykun przygląda się temu, jakie emocjonalne reakcje i stany wywołuje ciągłe skrolowanie, przyswajanie strumienia obrazów i informacji produkowanych tak przez użytkowników aplikacji, jak koncerny. Zestawia je jednocześnie z figurą tytułowej „e-dziewczyny”, wskazując na generacyjne i genderowe aspekty doświadczenia post-cyfrowej rzeczywistości.

    Na wystawie w galerii SKALA Olga Krykun skupia się na wydarzeniach ostatnich miesięcy: obserwowaniu i przeżywaniu wojny w Ukrainie z perspektywy smartfonów oraz feedów w mediach społecznościowych, które stały się archiwum wojennych okrucieństw. Dla wielu osób to pierwsze źródło informacji o działaniach militarnych, organizowanej pomocy, doświadczeniach i relacjach ofiar zbrojnej inwazji Rosji, czy kultury i historii Ukrainy. Pojawiające się w nich brutalne obrazy martwych ciał oraz zdewastowanych miast i budynków przeplatane są apelami o pomoc i głosami realpolitik. Odczucia, napięcia, wewnętrzne konflikty oraz pragnienia, które powstają w procesie przetwarzania tych treści, Olga Krykun ukazuje w serii nowych obrazów przedstawiających m.in. kwiaty. To zarówno słoneczniki – symbole Ukrainy, macierzy artystki, jak i tytułowe niezapominajki, mówiące o potrzebie zachowania w pamięci wydarzeń wojny. Obok obrazów na wystawie prezentowane są również obiekty: ludzkich rozmiarów dziewczęce kukły, jak również performance z udziałem studentek – uchodźczyń z Charkowa i Kijowa, które od marca 2022 roku kontynuują naukę na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu.

    Motywy kwiatów i kobiet pojawiają się obok siebie w wielu pieśniach o wojnie. Pieśniach, które często opowiadają o tęsknocie, wyczekiwaniu i stracie. Niezapominajki Olgi Krykun mogłyby być kolejną z takich pieśni – dającą wyraz tyleż bezsilności i zadumie nad śmiercią, co nadziei na zwycięstwo i pokój.

    Rezydencja Olgi Krykun odbywa się przy wsparciu Funduszu Wyszehradzkiego oraz Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu.

    OLGA KRYKUN (ur. 1994) – artystka wizualna, autorka wideoinstalacji, performansów, rzeźb i obrazów. Absolwentka malarstwa i nowych mediów na University of Art, Architecture and Design w Pradze. Brała udział w wymianach zagranicznych na National Taiwan University of Arts w Taipei, Konstfack University of Arts, Crafts Design w Sztokholmie i Technological Educational Institute of Athens w Grecji. Autorka wystaw indywidualnych prezentowanych w galeriach Konstfack Gallery, Sztokholm (2019), City Surfer Office, Praga (2018), Dum Panu z Kunstatu, Brno (2018) czy Berlinskej

    Model, Praga (2017). Jej prace były prezentowane na licznych wystawach zbiorowych i festiwalach, m.in. w Pradze, Brnie, Koszycach, Moskwie, Bazylei czy Wenecji. Urodziła się w Odessie, mieszka i pracuje w Pradze.

    Wystawa NIKT NIE STOI, WSZYSCY STOJĄ opowiada o procesie nadawania kształtu temu, co bezkształtne; przywracania znaczenia, temu, co bezużyteczne; scalania, tego, co się rozpada. W swoim najnowszym cyklu prac Krzysztof Mętel przygląda się trwaniu, zanikaniu i transformacji materii w odniesieniu do medium obrazu. Wykorzystując stare, niepotrzebne bądź uznane za nieudane płótna malarskie – tak te własne, jak podarowane przez osoby z jego otoczenia – artysta przekomponowuje je oraz ingeruje w ich warstwę materialną, burząc ich dotychczasową integralność.

    Obrazy Krzysztof Mętla powstają w konsekwencji montażu. Ta praktyka oznacza zarówno konieczność dokonywania wyboru i przeprowadzenia selekcji pożądanych motywów czy fragmentów, jak wpisywania je w nową, narzuconą przez artystę perspektywę, podporządkowaną jego wyobrażeniom o ostatecznej postaci nadawanej danej pracy. Jego praktyka twórcza, to nie tylko prze- i domalowywanie. To również mierzenie się z materią starych płócien – ich rozwijanie, rozcinanie, wycinanie, dotykanie, prostowanie, zszywanie i naciąganie na nowe blejtramy.

    I tak – przykładowo – praca Bez tytułu (3), pierwotnie o prostokątnym formacie, zyskała kształt owalny, a przetworzenie w obszarze warstwy malarskiej zostało zredukowane do jednego mocnego gestu, który jednak nie przesłonił całkowicie oryginalnej kompozycji. Innym razem, jak chociażby w Bez tytułu (6), zainteresowanie artysty i intensyfikacja zmian skoncentrowane zostały przede wszystkim w obszarze malatury i kompozycji kolorystycznych, a przekształcanie oznaczało konieczność poskromienia wyrazistej tożsamości wykorzystanych w tej pracy obrazów. W Bez tytułu (2) natomiast oryginalne anatomiczne motywy (fragmenty rąk, nóg) zostały w taki sposób przekomponowane, że stały się zaledwie abstrakcyjnymi płaszczyznami koloru, których geneza została zatarta w procesie ich transformacji. Jednak czasem owo mocowanie się wyrasta z pokornej obserwacji i podążania za tym, jaki charakter i zakres zmian podpowiadają same obrazy – wycięte fragmenty intuicyjnie dopasowują się do siebie i sugerują nowe układy i powiązania.

    Malarstwo Krzysztofa Mętla staje się procesem ustanawiania relacji i nowych hierarchii. W swojej genezie bywa ono transparentne – nie dość mocno naciągnięte, wywijające się na krawędziach płótna, falujące powierzchnie, fałdy, czy prowizorycznie przymocowane narożniki informują o swojej historii i statusie pochodzenia z odzysku. Przypominają także o tym, że obraz to materialność, której opanowanie wymaga podejmowanego w zaciszu pracowni, niewidzialnego trudu i wysiłku fizycznego. Elementy te sugerują również, że dla Krzysztofa Mętla obraz to nie tyle treść, co wizualny fakt krystalizujący się na przecięciu takich elementów obrazowych jak barwa, kompozycja czy format. Tego typu działania związane z (de)montowaniem, rekontekstualizowaniem i przebudowywaniem artysta rozumie jako stabilizację dotychczasowej – kompozycyjnej czy materialnej – chwiejności obrazów. Budowana przez artystę nowa architektura tych prac jest próbą podtrzymania tego, co w jego odczuciu osuwa się i jest chybotliwe.

    Owo poczucie niestabilności w odniesieniu do obrazów nasuwa skojarzenia z dążeniami architektów i inżynierów do opanowania praw statyki i wznoszenia budynków opierających się procesowi osuwania się materii. O takiej walce opowiada chociażby historia poznańskiego Stadionu im Edmunda Szyca. Powstały w 1929 roku przy okazji Powszechnej Wystawy Krajowej, zaledwie kilka godzin po otwarciu musiał zostać zamknięty z powodu osiadania konstrukcji i chwiejności rusztowania podtrzymującego żelbetowe elementy. Podejmowane w kolejnych latach próby ustabilizowania tej budowli kończyły się niepowodzeniem, co zdecydowało o konieczności częściowego rozebrania obiektu i odbudowania według nowych planów. Obecnie zdegradowany i od lat nieużywany, stadion znajduje się w fazie rozkładu – tak materii, jak i znaczeń. Tym, co do niedawna pozwalało zachować resztki sensu owym popadającym w niebyt strukturom, były codzienne praktyki przestrzenne osób w kryzysie bezdomności, zamieszkujących, a tym samym ożywiających, pozostałości budynku szatni.

    Choć poznański Stadion im. Edmunda Szyca prowokuje pytania i otwiera tematy dalekie od tych, którym swoją uwagę poświęcił w najnowszym cyku prac Krzysztof Mętel, to historia i teraźniejszość tego obiektu nasuwają analogię z operacjonalizowaniem tego, co dysfunkcyjne. W przypadku twórczości Krzysztofa Mętla oznacza to stabilizowanie tego, co malarskie. Odbywa się to nie tyle na poziomie narracyjnym, co na poziomie środków właściwych malarstwu, jak określanie formatu, budowanie kompozycji, naciąganie na blejtram. To ćwiczenia z budowania relacji – jednak nie tylko tych wewnątrzobrazowych.

    Małgorzata Anna Jędrzejczyk

    Odkrywka – w górnictwie przypowierzchniowe złoże surowca, odsłonięte geologiczne, w sposób naturalny (erozja) lub sztuczny (przez człowieka)”.

    ODKRYWKA to projekt wystawy będący rezultatem badań artystycznych w dziedzinie archeologii instytucjonalnej. Przy okazji modernizacji budynku Galerii Miejskiej ARSENAŁ w Poznaniu dokonano w jej strukturze szeregu tzw. odkrywek. Były to działania przeprowadzone przez inżynierów, które miały na celu zbadanie technologicznej struktury osnowy budynku, były to także odkrywki prowadzone przez artystę przy okazji przenoszenia i porządkowania przedmiotów nie będących oficjalnym archiwum galerii lecz przez 50 lat odkładanych na dno szaf i szuflad w biurach galerii. To nieoficjalne archiwum tworzy równoległą narracje życia artystów i dzieł, pamięci o wydarzeniach. Medium wystawy staje się narzędziem wprowadzającym na powrót w obieg sztuki zapomniane lub niechciane przedmioty i dokumenty. Na wstawie pokazane zostaną fotografie cyfrowe ukazujące stadia odkrywania warstw budynku Arsenału, fotografie pokazujące skutki trzęsienia ziemi w Muzeum Sztuki Współczesnej w Zagrzebiu, gabloty z eksponatami zebranymi w Arsenale, projekcja slajdów dokumentujących działania plenerowe artystów związanych z Arsenałem w latach 70. i 80.

     

    Magdalena Radomska
    ARSENAŁ SYNCHRONICZNYCH KOLEKTYWÓW – ODKRYWKA MARKA WASILEWSKIEGO I FORMY OPORU 

    Koncepcja wystawy Odkrywka Marka Wasilewskiego powstała przy okazji modernizacji budynku siedziby Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu, której dyrektorem Wasilewski jest od 2017 roku. Na wystawę składają się cztery prace, z których trzy – w tym tytułowa Odkrywka powstały jako dokumentacja odkryć poczynionych przez artystę i dyrektora Galerii przy okazji wynoszenia wyposażenia z modernistycznego budynku zaprojektowanego na poznańskim Starym Rynku w latach 1954–1962 przez zespół architektów – Jana Cieślińskiego, Zygmunta Lutomskiego i Reginę Pawulankę. Ta pozornie prosta praca, na którą składa się zestaw fotografii wykonanych przez Wasilewskiego w opróżnionym budynku, czytelna jest dopiero nie tylko przez pryzmat archeologii instytucjonalnej, ale także jej historii oraz tego, co określić można mianem archeologii spojrzenia. 

    Wystawa Wasilewskiego w poznańskiej galerii SKALA interesująca jest jako komentarz artystyczny dotyczący niewystarczająco opracowanego problemu funkcjonujących od początku lat pięćdziesiątych tak zwanych BWA – delegatur Centralnego Biura Wystaw Artystycznych – instytucji powołanej w Warszawie przez Ministerstwo Kultury i Sztuki na wniosek Związku Polskich Artystów Plastyków, w celu promocji współczesnych prac artystycznych oraz państwowego nadzoru nad sztuką współczesną i życiem artystycznym w PRL. w tym także korzeni obecnie funkcjonującej sieci polskich instytucji sztuki współczesnej. Odkrywka, EksponatyPlenery sięgają po materialne ślady i artefakty historii instytucji, ale także – historii samego budynku jako materialnego nośnika stosunków społecznych, ekonomicznych i płciowych. 

    Wśród serii fotografii składających się na pracę Odkrywka są takie, które dokumentują materialną synchroniczność różnych etapów funkcjonowania Galerii, sprowadzając je do – dosłownie – wspólnej płaszczyzny ściany, noszącej ślady kilkukrotnych remontów wnętrza za sprawą odsłonięcia fragmentów nie zamalowanej podczas nich ściany – przysłoniętych stojącymi tam wówczas elementami wyposażenia. Wasilewski nie ulega przy tym pokusie sprowadzenia kadru fotografowanego przez siebie obrazu do gładkiej powierzchni ściany, a tym samym – złożonego, materialnego komunikatu. Do wydestylowanej i wygodnej formy, wyczyszczonej z leżących na podłodze śmieci i gruzów zakłócających potencjalny, uproszczony przekaz, zgodnie z którym nawet mozolne oczyszczenie Galerii z przedmiotów artystycznych nie pozwalałoby jej odsłonić się inaczej, jak tylko jako przestrzeni sztuki – za sprawą napięcia wizualnego przemalowywanej ściany i tradycji modernistycznego obrazu. Taki zabieg poddawałby się jedynie opresyjnej tradycji analizy formalnej, popadając w jej pułapki – elitarność, zależność od instytucji, hierarchiczność, etc. Byłby jak opisywany przez Rolanda Barthesa striptiz, w trakcie którego nie dochodzi nigdy do głosu nagość, ale akt, który funkcjonuje jako ostatni ze zzuwanych kostiumów1. 

    Wasilewski operuje – dosłownie i w przenośni – szerszym kadrem, w sposób dopuszczający do głosu analizę materialną, uwzględniającą stosunki pracy, hierarchię, uwarunkowania ekonomiczne funkcjonowania instytucji, ale także – eksponujący niewidzialną zazwyczaj pracę robotników, których zadaniem jest nieustanna rekonstrukcja white cubeu jako przestrzeni wydestylowanej – oczyszczonej nie tylko z (jak twierdzi O’Doherty) ciała i kontekstu2, ale także ze stosunków społecznych, ekonomicznych oraz stosunków pracy. w pracy Marka Wasilewskiego widoczne są one w postaci oszczędności podczas remontów, ale także – nienaruszalności wyposażenia wnętrza, stanowiącego przecież odzwierciedlenie panującego w nim stosunków pracy, hierarchii, etc., które jawią się jako zastane. 

    Warto wspomnieć, że, gdy przestrzeń ówczesnego BWA oddano do użytku w 1962 roku, funkcjonował już w obiegu słynny tekst kanadyjskiego socjologa Ervinga Goffmana On the Characteristics of Total Institutions, w ramach którego ten sformułował głośną teorię „instytucji totalnej”3, stanowiącej punkt wyjścia dla archeologii instytucjonalnej. Choć tekst odnosił się raczej do instytucji pomocy, odosobnienia, ochrony, czy zorganizowanej pracy- takich jak sierocińce, szpitale, klasztory, więzienia, szkoły z internatem czy obozy pracy – wydaje się, że z powodzeniem można zastosować go do instytucji, jaką były strukturyzujące ówczesne życie artystyczne BWA, stanowiące ersatz zakładu pracy, obciążone jednak także – o czym pisał Piotr Piotrowski – silnym przywiązaniem do modernistycznego obrazu, skutkującym niechęcią do przyjęcia perspektyw krytycznych4. Funkcjonowały więc także – wbrew ich przeznaczeniu jako miejsca spotkań zrzeszonych w związkach zawodowych artystów – także jako miejsca odosobnienia, w których mogły realizować się elitarne tęsknoty do modelu muzeum-światyni5. 

    Fotografie należące do Odkrywki w subtelny sposób przywołują także jednak funkcjonujące w sztuce polskiej modele krytyki instytucjonalnej – jak chociażby realizację Edwarda Krasińskiego w warszawskiej Galerii Foksal przy okazji krytycznego wobec instytucji galerii Asamblażu zimowego, w ramach której Krasiński wyprowadził z Galerii kabel, którego końca odwiedzający Galerię szukać mieli poza jej przestrzenią. U Wasilewskiego jest to po postu błękitny wąż, narzędzie pracy nie artysty, lecz remontujących galerię robotników. Artysta nie zawłaszcza go jako narzędzia swojej pracy, nie podbiera, zostawiając go – podobnie jak geometryczne plamy farby na ścianie – w rękach robotników. Nie obrabia znacząco fotografii, nie dba o wyizolowanie motywu, ukazując go w jego materialnej, nie formalnej, postaci. 

    Podobny status ma pojawiający się na fotografiach czarny fragment ściany. Staje się on pretekstem do problematyzowania edukacyjnego wymiaru sztuki – przywołania – za sprawą uruchomienia archeologii spojrzenia – prac Jarosława Kozłowskiego, czy Josepha Beuysa, oraz jej rewolucyjnego aspektu – poprzez odniesienia do prac Malewicza. Zachowuje jednak swój materialny wymiar. Biała ściana galerii raczej uwidacznia pracę robotników, niż ją ukrywa. Fotografie Wasilewskiego dokumentują moment, kiedy praca robotników w galerii nie staje się zwyczajową figurą alienacji. To jest – nie zostaje podjęta w celu przywrócenia white cubeu i – tym samym – podtrzymania swej własnej niewidzialności w tym systemie instytucjonalnym – znaczeniowym i wizualnym. Przeciwnie – polega na odkrywkach – wybebeszaniu, brudzeniu, dziurawieniu. 

    Przypomina to realizację węgierskiego artysty Tamasa Szentjóbyego, który realizując własną retrospektywę w budapeszteńskim Ludwig Muzeum – sprzeciwił się odnowieniu przestrzeni wystawienniczej po poprzedniej wystawie, eksponując swoje prace na tle brudnych i dziurawych ścian, co powodowało, że de facto zestawione zostały one z pracą zatrudnionych w Muzeum robotników. Fotografie Wasilewskiego przedstawiające ślady butów na podłodze to rodzaj współczesnego realizmu z gatunku Cykliniarzy Caillebotte’a – nie tylko nie uprzywilejowują śladu pozostawionego przez artystę nad śladem robotników – czynią je wręcz nierozróżnialnymi. 

    Należy tu dodać, że praca Wasilewskiego – artysty zramowana jest w sposób nadający jej wiarygodności przez pracę Wasilewskiego – dyrektora. Program Galerii Arsenał współprowadzonej przez Zofię nierodzińską bardzo daleki jest od paradygmatyczności analizy formalnej – uwzględniając rozmaite formy arty- i aktywizmu, nie opowiadając się za sztuką jako uprzywilejowaną formą pracy, nie wskazując na nią jako na domenę artystów, nie izolując jej z kontekstu politycznego, społecznego, ekonomicznego czy genderowego. Wreszcie – nie stwarzając sprzyjających warunków dla alienacji pracy artystycznej. 

    Odkrywka Marka Wasilewskiego wchodzi ponadto w pole napięcia ze zorganizowaną przez niego tuż po objęciu przez niego funkcji dyrektora Galerii Miejskiej w 2017 roku, akcji „czyszczenia Arsenału, przepędzania złych duchów i wietrzenia galerii”, mającej stanowić symboliczną cezurę jej funkcjonowania na zasadach narzuconych przez poprzedniego dyrektora – Piotra Bernatowicza, który nieco wcześniej eksponował na fasadzie budynku portrety Żołnierzy Wyklętych. Choć akcja Wasilewskiego miała na celu wyraźne odcięcie się od prawicowej i pronacjonalistycznej narracji Arsenału Bernatowicza, poruszyła także czułą strunę praw pracowniczych części zespołu popierającego Bernatowicza, która odmówiła zaangażowania się w nią. Odkrywka jest ruchem o przeciwnym zwrocie – choć powstaje przecież w trakcie procesu sprzątania Galerii, jej autora interesuje nie oparty na diachroniczności postęp, lecz zmaterializowana synchroniczność historii Arsenału. Podobna była pod tym względem praca Wasilewskiego Happiness powstała w roku erupcji kryzysu finansowego, reinterpretujaca 1989 rok i transformację ustrojową jako proces pozornie linearny – tożsamy z procesem postępu, kapitalizacji i prywatyzacji z perspektywy kryzysu ekonomicznego i kryzysu kapitalizmu. 

    Prace Wasilewskiego pokazana na wystawie dotykają też pojęcia kolektywu w ujęciu Bruno Latoura w tekście o symptomatycznym w kontekście wystawy Odkrywka tytule – Nigdy nie byliśmy nowocześni. Latour używa go w celu „opisania zbiorowości ludzi i nieludzi”, wskazując na fakt, iż pojęcie „społeczeństwo” stanowi jedynie jego wycinek6. Widoczne jest to w fotografiach artysty ukazujących styk ściany i podłogi w remontowanej galerii, które – ze względu na swój format i strukturę podziału – pozostają w napięciu wobec polskiej flagi. Tu jej dolny pasek materializuje się nie tylko jako przedmiot – część podłogi, lecz fragmenty pleśni, brudu i innych nieludzkich kolektywów. Wasilewski nie tylko odchodzi tym samym od pojęcia narodu w kierunku pojęcia kolektywu społecznego. Idzie też dalej – w kierunku kolektywizmu nowego materializmu. Uchyla antytetyczność pojęć natury i kultury, podobnie jak praca estońskiego artysty Tanela Randera Zdekolonizuj to (2012), która przestawia Friedrichowskiego wędrowca na tle (podzielonego podobnie jak flaga) pejzażu estońskiego. 

    Taki kierunek ponownie spójny jest z działalnością Marka Wasilewskiego jako dyrektora – warto wspomnieć tu chociażby o prowadzonym w Arsenale przez Monikę Bakke znakomitym projekcie Refugia. (Prze)trwanie transgatunkowych wspólnot miejskich, zwieńczonym wystawą oraz serią wydarzeń, wskazujących na fakt, że Galeria Arsenał dba o swoje usytuowanie nie tylko w kontekście politycznym, społecznym czy ekonomicznym, ale także – w kontekście bioróżnorodności otoczenia, w ramach którego świadomie funkcjonuje. 

    Wystawa Wasilewskiego w SKALI jest zatem tego rodzaju archeologią, której przedmiotem zainteresowania są rozmaicie rozumiane kolektywy. Choć na fotografiach pojawiają się także faktyczne „odkrywki” mające odsłonić strukturę budynku podczas prac konserwatorskich, a modernistyczny budynek Arsenału powstał przecież na istniejących fundamentach historycznych budowli, Wasilewskiego interesują głównie kolektywy rzeczy nie skatalogowanych – włączających się w materialną tkankę budynku. Są to niepozorne katalogi wyeksponowane na wystawie w konwencjonalnych gablotach jako Eksponaty oraz funkcjonujące dotąd na dnie szuflad slajdy przedstawiające Plenery (przypuszczalnie członków ZPAP-u). 

    Zestawienie tych dwóch prac w przestrzeni wystawy jest szczególnie dobitne – umyka bowiem dualizmom ludzi i ich prac, pleneru oraz przestrzeni wystawienniczej, tworząc całkowicie inne pole napięć. Prace w takim zestawieniu problematyzują materię tej galerii jako arsenał ludzkich i nieludzkich kolektywów, prowokując pytanie o kolektywny i związkowy aspekt życia artystycznego, czy państwowe struktury jego funkcjonowania (Plenery). Ale także żądając pytania o opresyjność pojęcia nowoczesności i paradygmatycznych dla niej konstruktów (Eksponaty), o której piszą chociażby Latour, czy Walter Mignolo7. 

    Plenery wprowadzają jednak w przestrzeń wystawy również materialność utraconą: peerelowskie przedmioty, np. fragmenty garderoby, autokary i inne rzeczy. Pozwalają one na usytuowanie pojęć nowego materializmu , których dotykają prace Wasilewskiego, w kontekście materializmu historycznego i socjalistycznej rzeczywistości. Symptomatyczny w tym kontekście jest slajd przedstawiający autobus wykorzystywany podczas plenerów – będący nie tylko swego rodzaju przedmiotowym artefaktem, ale także – podobnie jak w pracach Krzysztofa Wodiczki i Akademii Ruchu z lat siedemdziesiątych (Pojazd z 1973 i Autobus 2 z 1975 roku) wehikułem materializmu historycznego i nowoczesności, poruszającym się wzdłuż osi postępu i ku przyszłości. z kolei użycie konwencjonalnego sposobu wystawienia Eksponatów w gablotach tożsame jest z gestem muzealizacji narracji modernizmu. 

    Wasilewskiego interesują nie modernistyczne pejzaże, lecz pejzaże społeczne oraz hybrydalność pojęcia pleneru – pozostającego wprawdzie poza przestrzenią galerii, lecz równocześnie funkcjonującego wobec skonstruowanej, opresyjnej i skostniałej narracji modernistycznego pejzażu i szerzej – obrazu. w gablotach wyeksponowane są katalogi różnorodnych, lecz uznanych artystów – Kantora, Kobro, Hasiora, Nowosielskiego, czy Szapocznikow, które w takiej konfiguracji zarazem poddają się opresyjnej narracji nowoczesności, jak i stawiają jej opór, jednak nie w konwencjonalny sposób praktykowany podczas analizy formalnej prac konkretnych artystów, ale jako kolektywy przedmiotów. Wciśnięte pod szafę czy za nią, albo przeoczone – te materialne przedmioty stanowią (podobnie jak nie domalowane fragmenty ścian niegdyś skryte za meblami) figury oporu8. Materialne artefakty, które jako nie skatalogowane, pozwalają na synchroniczne współistnienie współczesnych i dawnych form kolektywizmu oraz kolektywów. 

    Wystawa Wasilewskiego podejmuje kwestie ZPAP-owskiej tożsamości poznańskiej BWA, w istotnym momencie historycznym – w którym w Polsce forsowana jest skrajnie prawicowa wizja kultury. Zaledwie pare miesięcy temu artystów i artystki, kuratorów i kuratorki historyków i historyczki sztuki zjednoczył protest przeciwko powołaniu na stanowisko dyrektora warszawskiej Zachęty konserwatywnego, znanego lokalnie malarza Janusza Janowskiego, związanego ze środowiskiem ZPAP-u, bez doświadczenia w prowadzeniu instytucji kultury. Odbyło się to przy aprobacie wywodzących się ze ZPAP-u członków komisji i bez udziałów reprezentantów funkcjonujących w Zachęcie związków zawodowych. Wydarzenia te – podobnie jak wystawa Wasilewskiego – sprowokowały dyskusje o związkowych aspektach artystycznego życia. 

    Wyeksponowane w gablotach książki problematyzują pojęcie kolektywu także i na inny sposób. Pokryte nie-ludzkimi formami życia, często wchodzącymi w materialną interakcję z reprodukowanymi w nich pracami, stanowią figury oporu wobec paradygmatycznej dla instytucji nowoczesności – analizy formalnej. Swoistym puszczeniem oka do odbiorcy jest znajdujący się wśród nich album Brigitte Bardot – przyjaciółka zwierząt z 1976 roku, który nie tylko wyposaża wystawę dodatkowo w kontekst feministycznego materializmu (choćby rozważań Donny Haraway), ale pozwala także na rozliczenie historii Arsenału pod kątem równouprawnienia płciowego. Tu znowu warto odnieść się do polityki Wasilewskiego w prowadzeniu instytucji. Nie tylko operuje genderowym równouprawnieniem w obsadzie załogi zespołu Galerii, ale także wspiera przedsięwzięcia takie jak warsztaty kolektywu z Barcelony Gyne Punk, problematyzującego wrażliwe w kontekście politycznej sytuacji w Polsce – kwestie cielesności, prawa kobiet do wyboru w kontekście płodności i macierzyństwa. 

    Zwieńczenie wystawy stanowi praca Wasilewskiego Trzęsienie ziemi w postaci zestawu wykonanych w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Zagrzebiu fotografii przedstawiających białe, spękane ściany Muzeum – efekt trzęsienia ziemi. Warto wspomnieć przy okazji o pokazanej o pokazanej w 2015 roku w bytomskim Centrum Sztuki Współczesnej Kronika innej pracy Wasilewskiego Kamienie. Miała ona postać wielokanałowej instalacji video, a jej przedmiotem były pojawiające się w różnych miejscach kultu – m.in. w Fatimie, Jerozolimie, Stambule – kamienie i ich interakcja z pielgrzymującymi tam ludźmi. Tym jednak, co zwraca uwagę w pracy Wasilewskiego jest powstające na ich powierzchni spękanie podobne do tego, które artysta dokumentuje w Zagrzebiu. Nie ma wątpliwości, że chodzi tu o rozszczelnienie hegemonicznych narracji dotyczących czy to przedmiotów kultu, czy instytucji wystawienniczych – jednak obie prace operują także w niedychotomiczny sposób pojęciami natury i kultury, wskazując na pęknięcia w ich materialnym nośniku. w tym sensie są to również punkty oporu, powstające tam, gdzie materia wydaje poddawać się działającym na nią siłom. 

    Trzęsienie ziemi stwarza ponadto nowy kontekst interpretacyjny dla pracy Odkrywka. Czyni to za sprawą podobnej funkcji kaleczących ścianę muzeum w Zagrzebiu linii spękań i węży przecinających podłogę remontowanej Galerii Arsenał. Te węże to jakby również swoiste pęknięcia, w których materializuje się to, czego Wasilewskiemu udało się nie zawłaszczyć: pozaartystyczne narzędzia pracy, funkcjonujące jako formy oporu materii zinstytucjonalizowanej przestrzeni. 

    Magdalena Radomska 

    1 R. Barthes, Mitologie, Warszawa 2000, s. 186.
    2 B. O’Doherty, Inside the White Cube, The Ideology of the Gallery Space, San Francisco 1999, s.76.
    3 E. Goffman, Asylums: Essays on the Social Situation of Mental Patients and Other Inmates, new York 1961, s. 4-12.
    4 P. Piotrowski, Awangarda w cieniu Jałty. Sztuka Europy Środkowo-Wschodniej 1945-89,  Poznań 2005, s. 185–186.
    5 D. Cameron, The Museum, a Temple or the. Forum?, „Curator”, vol. 14/1, 1971, s. 11–24.
    6 B. Latour, Nigdy nie byliśmy nowocześni, Warszawa 2011, s. 14.
    7 por. Ibidem, s. 17; W. Mignolo, Epistemiczne nieposłuszeństwo i dekolonialna opcja: Manifest, „Konteksty” 2020, nr 4, s 15–30.
    8 Kategoria ta szerzej omówiona jest w książce: April M. Beisaw and James G. Gibb [ed.], The Archaeology of Institutional Life, Alabama 2009, s. 24–25.

     

     

    Kalendarium wydarzeń towarzyszących:

    31.12.21 piątek g.14 | OPROWADZANIE KURATORSKIE | Jakub Bąk
    14.01.22 piątek g.19 | OPROWADZANIE KURATORSKIE | Jakub Bąk
    31.01.22 poniedziałek g.19 | SPOTKANIE Z ARTYSTĄ | Holmerem Feldmannem
    11.02.22 piątek g.19 | OPROWADZANIE KURATORSKIE | Jakub Bąk
    28.01.22 poniedziałek g.19 |finisaż| SPOTKANIE Z ARTYSTAMI | Holmerem Feldmannem i Andreasem Grahlem

    Jaka była sztuka XX i początku XXI wieku? Które z nazwisk i dzieł przetrwają próbę historii? Czy uda się jeszcze kiedyś odczytać marzenia i lęki, emocje i idee, pragnienia i namiętności naszej epoki?

    Ramon Haze to detektyw i kolekcjoner sztuki, który będzie żył w przyszłości. Na jego zlecenie Holmer Feldmann i Andreas Grahl zdobywają, konserwują i katalogują artefakty – najważniejsze dzieła sztuki, jakie pozostawi po sobie nasza cywilizacja. W kolekcji znajdują się obiekty takich artystów jak: Marcel Duchamp, Jeff Koons, Andreas Bader, Ilja Kabakov, Daniel Burren, Charlotte von Schmerder-Kutzschmann, Ruth Tauer, Piero Manzoni, Josef Scharlamann, Jonald Dudd, Franz Erhard Walther, Constantin Brâncusi, czy całkowicie zapomniany Edward Baranov-Knepp.

    Pierwszy pokaz dzieł zebranych w imieniu fikcyjnego kolekcjonera miał miejsce w piwnicach opuszczonej fabryki, w której Feldmann i Grahl mieszkali w trakcie studiów w Lipsku w połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku. W momencie, w którym „Wschód” przestał istnieć, niemal cały jego materialny i kulturowy dorobek trafił na śmietnik historii. Porzucone przedmioty posłużyły parze artystów do rozwijania postapokaliptycznej opowieści w formie prywatnej kolekcji sztuki. Obiekty pozbawione funkcji i treści symbolicznych, w oczach agentów Ramona Haze stały się rezerwuarem aury oraz domniemanej wartości. Fantastyczna inscenizacja, która pod względami estetycznymi niczym nie ustępuje najcenniejszym zbiorom muzealnym, stanowi jednocześnie ironizującą krytykę.

    Do kategorii opisujących dzieło sztuki społeczeństwa mierzącego się ze swoim upadkiem, obok „arbitralności”, „dyskursywności” czy „materialności”, należy dopisać także „zużycie”, „czystą potencjalność” i „przygodność”. Po dwudziestu latach od pierwszej wystawy kolekcja i stojąca za nią idea ponownie stały się aktualne. Widmo katastrofy powróciło – tym razem katastrofy totalnej. Pesymistyczny klimat naszych czasów, zazębiające się i coraz poważniejsze kryzysy sprawiają, że wizja skrywana w gabinecie Ramona Haze staje się dziś szczególnie pociągająca.

    Wystawę zorganizowano w ramach programu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej

    Instytucje wspierające: Samorząd Miasta Poznania i Województwa Wielkopolskiego oraz Muzeum Narodowe w Poznaniu.

    Wszystkim osobom i instytucjom serdecznie dziękujemy za pomoc przy organizacji wystawy.

    Otwarcie: wtorek, 26 października, g. 19
    Oprowadzanie autorskie: poniedziałek, 15 listopada, g. 17

    W niewyobrażalnie odległym czasie (około 14 miliardów lat temu) w niewyobrażalnie krótkim czasie z osobliwości o całkowicie niezrozumiałej naturze, skupionej w małym punkcie o nieskończonej gęstości i temperaturze wyłoniły się wszystkie elementy potrzebne do ukształtowania naszego wszechświata – z jego energią, czasem i przestrzenią. Co było wcześniej – nie wiemy. Niemal cała nasza wiedza na temat praw rządzących kosmosem jest bezradna wobec okresu między 010−43 ułamka sekundy po Wielkim Wybuchu.

    Wystawa zatytułowana TRZECIA NIEUDANA PRÓBA STWORZENIA ŚWIATA jest kolejną próbą znalezienia wizualnej formy dla imaginacji na temat początku Kosmosu. W rzeźbę, składającą się z kilkudziesięciu szklanych kul o różnej wielkości wyeksponowanych na konstrukcji przypominającej magazynowy regał, wpisany został ślad błędu. Stanowi on istotę koncepcji wystawy. Rysujące się na białych, lśniących, nieskazitelnych powierzchniach spękania powstały nie poprzez zamierzony artystyczny gest, lecz jako wypadkowa kruchości szkła oraz działających na niego sił fizycznych. Precyzyjnie zaprojektowana architektura obiektu rzeźbiarskiego dopełniona została przez zdarzenia niekontrolowane, zachodzące gwałtownie i incydentalnie, w granicznym momencie przejścia materii od jednego stanu do drugiego. Podobnie burzliwie działa zetknięcie się naukowych spekulacji na temat powstania kosmosu oraz prywatnej kosmologii stworzonej na potrzeby wystawy. Za jej sprawą ujawnia się paradoksalny stan dostępnej nam wiedzy: penetruje ona coraz wnikliwiej przestrzeń i struktury materii, ale pozostaje bezradna wobec tego, co rozegrało się przed 10−43 ułamkiem sekundy trwania świata.

    Agata Michowska (ur. 1964) ukończyła wydział rzeźby w Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Prowadzi pracownie Wideo i Narracji Transmedialnych na Wydziale Sztuki Mediów w Akademii Sztuki w Szczecinie oraz Pracownie Rzeźby w Collegium da Vinci w Poznaniu.

    Na przestrzeni lat jej sztuka ewoluowała od ascetycznych i surowych w formie, pozbawionych jakichkolwiek odniesień do świata zewnętrznego realizacji przestrzennych do fotografii, filmów wideo i dźwięku, stanowiących zapis osobistych refleksji wokół elementarnych praw życia i śmierci, kreacji i rozpadu, przemijania i pamięci, afirmacji i lęku. Obrazy i dźwięki, niejednokrotnie uzupełniane przez narracją literacką, sprowadzają nas do „punktu”, w którym, zgodnie z uniwersalna zasadą, wszystko zamiera i wszystko odradza się od nowa.

    O swojej sztuce mówi: „Moje myślenie (…) zostało ukształtowane przez doświadczenia związane z rzeźbą, którą od początku pojmowałam nie, jako obiekt, lecz jako ruch pewnej idei w czasie i przestrzeni. (…) Ważne jest dla mnie nie jej zmaterializowanie i zatrzymanie, lecz transformacja, ciągły ruch, płynność i zmienność. Upatruję w tym podobieństwo do kondycji człowieka, który skazany jest na ciągłą przemianę fizyczną i duchową. Taka koncepcja rzeźby wydaje mi się bliska istocie filmu, będącego idealnym połączeniem przestrzeni, czasu oraz formy, podległej ich działaniu”.

    O WYSTAWIE PIOTRA MACHY JESUS WAS BORN 6-4 YEARS BEFORE CHRIST

     

    Wystawie Piotra Machy Jesus Was Born 6-4 Years Before Christmożna przyjrzeć się z kilku punktów widzenia i wymiarów, w których współcześnie funkcjonujemy. Buduje on wypowiedź tyleż wielowątkową, co otwartą na złożone i wzajemnie przecinające się obszary kultury wizualnej. Macha wyczuwawyrwy i zazębienia – nie tylko w sensie załamania się klasycznej linearności czy też w sposobie przekazywania treści, ale też w sensie przenikania się wymiarów fizycznych i wirtualnych, ich wzajemnego „nawiedzania się”. Wystawa Jesus Was Born 6-4 Years Before Christjuż na poziomie tytułu sygnalizuje owe sprzeczności i nieoczywistości. Ponadto roi się na niej od duchów: jednym z pierwszoplanowych jest bez wątpienia Mark Fisher, do którego teorii wystawa odwołuje się przynajmniej w kilku miejscach; kolejnym jest Jackie Kennedy; a także wirtualna zjawa Sama Fishera oraz być może najbardziej enigmatyczny, ale jakże emblematyczny duch Marii Rekowskiej, autorki rysunków znalezionych przez artystę na pchlim targu (na terenie poznańskiej Starej Rzeźni).

    Rekowska rysuje ołówkiem z pamięci, z wyobraźni i z natury. Prace te bez względu na źródło są dość zbliżone formalnie i tematycznie – z wyjątkiem jednej, może dość abstrakcyjnej przedstawiającej coś na kształt pługu, siekiery albo węża zakończonego haczykiem, wychodzące ze spodni.Rysunki te Macha zestawia z własnymi pracami, wywołującymi nostalgię w widzach dorastających w latach 90. już za pomocą użytych narzędzi, tj. flamastrów czy też historyjek z gumy Donald. Artysta tworzy dziwne, toporne formalnie kolaże, które nie ukrywają przed nami swoich części składowych, potrafimy wyobrazić je sobie rozłożone na czynniki pierwsze, element po elemencie; kilka rysunków, kawałek kalki, ścinki abstrakcyjne. Polegają i bazują, w sposób nonszalancki, na pamięci odbiorcy (i jego uczestnictwie w pamięci kolektywnej), na jego cierpkim poczuciu humoru oraz umiejętności łączenia nieprzystających do siebie form w koherentne przekazy. Kolaże Machy są gorzką i dalekowzroczną refleksją z abject-em jako motywem przewodnim. Płyta CD, będąca jednocześnie nawiązaniem do okładki albumu Kanye Westa o znamiennym w niniejszym kontekście tytule Yezuus, przede wszystkim przypomina o kruchej strukturze jaką są współczesne nośniki pamięci – bez względu na megalomańskie zakusy Westa, jego spuścizna, a szerzej spora część współczesnego dziedzictwa kulturowego zapisana jest w medium i na nośnikach, które nie są trwałe. Płyta CD, taśmy i dyski, nawet jeśli nie uszkodzone, są być może nieodcyfrowalne; zamieszkane przez duchy danych, do których nie mamy lub zaraz nie będziemy mieć dostępu. Stają one w niesamowitej komitywie z pamięcią Rekowskiej, ale też stanowią refleksję nad archeologią technologii, której nieustający postęp uniemożliwia dostęp do ich treści, nie usuwając jednocześnie ich formy. Półtrwają w dalszym ciągu, skazując nas na odwoływanie się ostatecznie raczej do własnej pamięci. Cmentarzysko opon (Macha), krzyż(!) (Rekowska) są studiami nie tyle z natury, jak sygnalizuje ta ostatnia, ile samej natury – i mimo odmiennych czasów w jakich powstały (rysunki Rekowskiej pochodzą z 1940 roku), zapisem zniekształceń oraz perspektywy, która oprócz sztywnych ram staje się coraz bardziej nienaturalna.

    Macha zagadnienia pamięci i historycznej perspektywy kwestionuje też w swym wideo loopie ukazującym Jackie Kennedy w kostiumie, który poplamiony do dziś funkcjonuje w naszej wyobraźni jako jeden z najbardziej legendarnych ubiorów w historii, a który przechowywany jest w specjalnie zbudowanym, bezkwasowym pudełku w klimatyzowanym National Archives (College Park, Maryland). Wedle woli Caroline Kennedy ma tam pozostać przynajmniej do roku 2103. Kostium jest również doskonale zachowany w zbiorowej pamięci; widzieliśmy go na zdjęciach dokumentalnych, a jego reprodukcje w dziesiątkach filmów, teledysków, komiksów – wszystkie te obrazy nałożone są na siebie, ulegają rozmyciu, sprowadzając się do pewnych ogólników; limuzyna, różowy kostium, krew, kobieta na masce auta. W wideo Machy widzimy róż, krew i Jackie nią poplamioną, ale wiemy, że to nie jej krew, tylko krew prezydenta JFK – przekonanie to towarzyszy nam nawet później, kiedy Jackie leży zakrwawiona i nieżywa na ziemi, z raną postrzałową głowy, ze zbliżeniem na ranę. Kiedy Macha grał w JFK Reloaded, w której gracz ma zabić JFK, zawsze chciał trafić Jackie – na wystawie w końcu mu się to udaje. Ale zarazem Macha pozwala jej na zmartwychwstanie.

    W duchu tej samej omnipotencji stawia Sama Fishera, fikcyjnego bohatera serii książek i gier komputerowych Tom Clancy’s Splinter Cell,obok pisarza Marka Fishera; ich sylwetki nadrukowane są na przezroczystej folii, która niejako pełni funkcję kurtyny. Konfrontuje obie postacie w odbiciu lustrzanym: musimy stanąć po przeciwnych stronach kurtyny, by odczytać biogramy obu. Czytając o Samie, widzimy machającą do nas na drugim planie Jackie. Czytając o Marku – czapki z daszkiem, znoszone przez artystę, rozwieszone w równych odstępach, przez co dawkujące zdawkowy przekaz wyszyty czerwoną nicią: YOU – HAVE – NO – IDEA. YOU pogrążone jest w sedesie, którego ruchoma klapa raz po raz ujawnia nam zawartość. Zaglądanie do wnętrza sedesu przywodzi na myśl hitchcockowską toaletę z Psychozy Hitchcocka. Macha dzieli z reżyserem zamiłowanie do ohydy, o której Žižek pisze w Lacrimae rerum– o ile jednak Hitchcock poddać się musiał cenzurze, niezezwalającej na ukazanie wnętrza muszli klozetowej i jej krwawego sekretu, Macha pozwala sedesowi szeptać do nas o ideach gone down the toilet(zmarnieć, całkowicie upaść), nie omieszkając nadmienić, kto pogrąży się razem z nimi.

    Fisher analizuje odejście od modernistycznego wyzwania uinnowacyjniania kulturowych form w sposób adekwatny do współczesnego doświadczenia w książce Ghosts of My Life, celnie rysującej wszystkie nasze bolączki, lęki i intuicje. Macha umieszcza jej tytuł lustrzanie między dwoma kościotrupami na płótnie, które stawia pod ścianą. Fisher pisze o końcu czasu i braku przyszłości, o permanentnym ruchu, w wyniku którego donikąd nie zmierzamy; toaleta Machy otwiera się i zamyka, Jackie doprowadza się do ładu i mimo śmiertelnego postrzału pozdrawia nas dalej. Brak przyszłości jest tu rozumiany nie tylko jako bezalternatywność neoliberalnego kapitalizmu, w którym funkcjonujemy, ale przede wszystkim jako skutki jego oddziaływania na kulturę na przestrzeni ostatnich 30 lat. Fisher opisuje marazm w jakim kultura ugrzęzła, odświeżając przeszłe epoki, miksując dekady i bazując na kliszach kolektywnych wyobrażeń. XXI wiek tężeje natomiast w pewnej niezmienności, w ciągłym zaspokajaniu odbiorców odpowiednio spreparowaną dawką i kombinacją nostalgicznych klisz, które koją trudno uchwytną tęsknotę za czymś, co było dobre, ale też co po prostu znamy. Jednak, jak pisze Fisher, trudno wyobrazić sobie czym by taki zestaw „klisz” i uzgodnionych wyobrażeń mógł być.

    W ciągu ostatnich 30 lat zmienił się natomiast dominujący (na Zachodzie) model toalet, co w kontekście omawianej wystawy i rozważań Fisher okazuje się znaczące. W swej słynnej analizie klozetów z powieści Strach przed lataniem, Erica Jong opisuje toaletę francuską (której zawartość po spłukaniu natychmiast znika), niemiecką (której zawartość może zostać poddana inspekcji) i amerykańską (będącą fuzją wcześniej wymienionych); zawartość pływa, ale jest „nieuchwytna”. Dziś toalety niemieckie w zasadzie nie funkcjonują, a krąg kulturowy szeroko określany jako „Zachód” dzieli przeważnie jeden model toalety – francusko-amerykański, który połyka zawartość. I jest to być może jedyna dziedzina współczesnego, zachodniego funkcjonowania, która jest niedorejestrowana, przez co staje się zasadniczo widmowa.

    Widmowy jest również ogromny logotyp Play Station, przypominający pomnik zwieńczony kolcami chroniącymi przed ptakami. Pogrążony jest on w półmroku, oświetlony tak, jak światła miasta oświetlają swoją topografię; częściowo, nonszalancko, niedokładnie, przypadkowo. Tworzy to atmosferę przywodzącą na myśl skrzyżowanie Blade RunneraMatrixa, ale też dowolny skwerek w dowolnym mieście, w którym pełno jest niewidzialnych pomników, duchów z kamienia, bezimiennych i wielkich.

    Neony Machy przywodzą na myśl zaszyfrowaną wiadomość; dwa z nich to wizualne odpowiedniki słów takete i maluma, abstrakcyjne symbole użyte w eksperymencie przeprowadzonym w 1929 roku przez Wolfganga Köhlera, polegającym na przypisaniu przez badanych odpowiednich znaków graficznych do rzeczonych słów. Większość uczestników, bez względu na pochodzenie, przypisywała okrągłe brzmiące słowo maluma do obłego z kształtów, a takete formie ostrej. Dwoista natura słowa jest zawarta już w formie jego wizualnego zapisu i odpowiadającego mu dźwięku, które różnią się ze względu na mnogość języków i alfabetów. Badanie sugeruje, że jako gatunek jesteśmy zgodni co do tego postrzegania abstrakcyjnej formy, przynajmniej w skrajniejszych przykładach. Mallarme zauważa, że brzmienie słowa niekoniecznie pokrywa się z jego znaczeniem; ubolewa, że np. jourbrzmi, jak na złość ciemno, nuit – jasno1. Poezji przypisuje więc zadanie stworzenia między nimi więzi, odsyłając do pradawnej etymologii wyrazów, gdzie związki te były żywe. Macha analogicznie przypisuje formie obłej kolor żółty, a kanciastej niebieski, co również jest zgodne z powszechnym i intuicyjnym przypisywaniem kształtom kolorów. Macha mniej wadzi się z językiem, bardziej natomiast dyskutuje z samym medium jakim jest neon i funkcjami, jakie pełni.

    Kolejny neon, węzeł szubieniczny (Fisher zginął śmiercią samobójczą przez powieszenie w styczniu 2017 roku) jest jednocześnie żarówką komiksową, Eureką. Przy czym nie o światło tu chodzi; neony nie pełnią tu ani swej funkcji pragmatycznej czy luksusowej spełnianej w postaci reklam i szyldów na ulicach miast, ani nie funkcjonują też jako tradycyjnie już chwytliwy obiekt wystawienniczy, są za to krytycznym komentarzem na temat tychże funkcji. Czerwona kostka brukowa może odnosić się bezpośrednio do miejsca neonu w topografii miejskiej, przywołując na myśl problemy urbanizacyjne, jak gentryfikacja czy eksmisje. W kontekście galerii sztuki natomiast, hołubiącej neon trochę w takim sensie, w jakim jeszcze niedawno hołubiła light box-y (bo zawsze „działają”), forma neonów Machy niemal irytuje. Nie są chwytliwym tekstem, dopominają się o zaplecze merytoryczne u widza, są wobec niego wymagające. Czas i przestrzeń mentalna dla wysiłku intelektualnego pozwalającego przyswoić „nowości” są bowiem „towarem”, którego nie zbywa, a intensywność i prekaryjność funkcjonowania w późnym kapitalizmie skutkuje przestymulowaniem oraz wycieńczeniem, co w oczywisty sposób odciska swoje piętno nie tylko na odbiorcach kultury, ale też na jej twórcach. Problem istnieje zatem nie tyle w samym doświadczaniu XXI wieku, a raczej braku czasu na jego doświadczanie, o czym przypomina Macha umieszczając na ścianie niepozorny zegarek ręczny, który jego ówczesna partnerka nastawiła na godzinę 4.20 i zostawiła przy jego łóżku; przez czas trwania wystawy o 4.20 wybrzmiewa w galerii alarm. Oprócz pory i konotacji bliskiej konsumentom marihuany, sama forma zegarka przywodzi na myśl angielskie słowo watch,odnoszące się również do oglądania, trzymania warty, czuwania. Fisher pisze o społeczeństwie, które nie radzi sobie z historią i z czasem, które tęskni za formą. Być może jedyne formy, na które jesteśmy skazani to te wykreowane przez potrzeby zrodzone z kapitalizmu jak np. plecaki/kontenery dowożących jedzenie z restauracji za najniższą stawkę godzinową który najczęściej są imigrantami z coraz to nowych i coraz odleglejszych geograficznie krain taniej siły roboczej. Torby Uber Eats są natychmiast rozpoznawaną formą bez względu na to czy zawierają swoje logo, czy napis Only Sleep.Daleko jednak tej pracy do sztampowego już ready made; nie tyle uchwytuje ona wizualny artefakt współczesnej kultury (przysłowiową zupą Cambell’s), ale jest obarczona postkolonialną samoświadomością. Hasło Only Sleepjest niejako przyznaniem się do winy – pozostaje pytanie, co z takim poczuciem winy zrobić.

    Macha jest przenikliwym obserwatorem struktur, w które jesteśmy uwikłani w ramach dominującego systemu. Jego twórczość nie pozwala zapomnieć o miejscu, jakie zajmujemy w tych strukturach. Nie jest również prostą i jednoznaczną w odbiorze krytyką konkretnych zjawisk czy uprawianą na gorąco publicystyką wizualną. Jeśli Macha bierze na warsztat aktualne wydarzenia społeczno-polityczne, to wpisując je w szerszy dyskurs, w pewnym sensie chełpiąc się kolejną spełnioną czarną wizją: motyw, który przewijał się już w jego twórczości jako widmo, teraz przyobleczony zostaje w fakt. W ten sposób Macha nie tyle wywołuje duchy, ile dokonuje czynności odwrotnej; przepowiada upiory i wizje, które nawiedzać będą nadchodzące epoki i wymiary; których boimy się, jednocześnie pozwalając im się ziścić.

    Ewa Kubiak
    Przy pisaniu tekstu korzystałam z książki Marka Fishera „Ghosts of My Life”

    [1]Artur Sandauer, „Samobójstwo Mitrydadesa”

    Piotr Macha  (ur. 1982) – absolwent malarstwa na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu, gdzie aktualnie pracuje. W swojej praktyce łączy różne media i formy artykulacji – od rysunku, przez praktyki kuratorskie, poezję, film analogowy, po instalacje dźwiękowe. Prace prezentował m.in. w Zachęcie – Narodowej Galerii Sztuki, Kunstquartier Bethanien Berlin, Muzeum Współczesnym Wrocław.